"Seb" cudem ocalał 58 lat temu u zbiegu Podwala i ul. Kilińskiego wybuchł niemiecki czołg-mina, zabijając 300 osób. - To, co się stało, będę pamiętał do końca życia - opowiada kpt. Sebastian Niewiadomski , który 13 sierpnia 1944 r. cudem uniknął śmierci. W pierwszych dniach walk powstańczych kapitan Niewiadomski był szefem kompanii "Gertruda" należącej do batalionu "Gustaw". To właśnie jego oddział poniósł największe straty w wyniku wybuchu czołgu-miny w sierpniu 1944 r. - Kompania została przetrzebiona w 75 procentach - opowiada "Seb".
Kapitan widział, jak na pl. Zamkowy wjechał niemiecki czołg. Powstańcy nie wiedzieli, że był wyładowany materiałami wybuchowymi. Takimi pojazdami hitlerowcy niszczyli powstańcze barykady. Maszyna zbliżała się do umocnień i zostawiała ładunki z opóźnionym zapłonem, które wybuchały, gdy czołg odjeżdżał na bezpieczną odległość. 13 sierpnia było podobnie. - Czołg został ostrzelany przez naszych - wspomina Sebastian Niewiadomski. - Potem wyskoczył z niego Niemiec i uciekł. Dowództwo powstańcze powiadomione o tej, jak się wówczas wydawało, cennej zdobyczy, wyznaczyło dwóch żołnierzy, którzy mieli bardzo dobrze znać się na czołgach. Oficer wspomina, że aby czołg mógł wjechać na Podwale, trzeba było rozebrać część bardzo wysokiej barykady zamykającej dojazd od strony pl. Zamkowego. - Chłopcy pojechali czołgiem Podwalem przez ul. Kilińskiego aż pod siedzibę dowództwa przy Długiej - opowiada powstaniec. - Tam nakazano mu wrócić na Kilińskiego. Zatrzymał się przy domu nr 1/3. Na ulicę wylegli powstańcy i cywile. Byli rozentuzjazmowani. Niektórzy z nich nawet siadali na czołgu. Jeden z dowódców kompanii "Gertruda" wysłał "Seba" do punktu informacyjnego przy ul. Długiej. To go uratowało. - Około godz. 14 dał się słyszeć potężny wybuch. Zobaczyłem słup ognia i dymu sięgający powyżej stojących w pobliżu kamienic. Powylatywały wszystkie szyby w oknach - opowiada świadek tragicznych zdarzeń. - Jak się potem okazało, tym specjalistom od czołgów nie przyszło do głowy, by zbadać zawartość skrzyni, która znajdowała się w środku. Myśleli, że są w niej narzędzia. Tymczasem był to śmiercionośny ładunek - podkreśla powstaniec. Skutki wybuchu były potworne. Zginęło ok. 300 osób, w tym 150 powstańców. Według kapitana Niewiadomskiego, w rejonie, w którym nastąpiła eksplozja, prawie po kolana można było brodzić w ludzkich szczątkach. - Odnajdowano je nawet na piętrach kamienic znajdujących się przy sąsiednich ulicach. Ci, którzy zginęli, zostali pochowani przy murze przedwojennej siedziby ministerstwa sprawiedliwości przy Długiej 7. Od 9 lat rocznica tamtych wydarzeń jest obchodzona jest jako Święto Starówki.
JOANNA TOMCZAK