Vasteras, Szwecja – 11.VI.2004
Drogi Kuzynie!
Przyznam się, że niełatwo przyszło mi, aby do
Ciebie napisać, bo przecież Ty wogóle mnie nie znasz, a ja Ciebie
pamiętam tylko jako małego chłopczyka w latach 1938-39, jak
chodziłeś prowadzony za raczki przez Twych Rodziców do Babci Marii
(Wajszczukowej) (0059) na Katedralna w niedziele. Czasem
bywałam z
moją Mamą (M003) u Cioci Marii (0095) i
widywałam Ciebie, Wujka Lutka
(0086)
- (tak nazywali Go wszyscy w mojej rodzinie) no i Twoją Mamę
Wandę (0086). Twoja Mama
ukończyła to samo gimnazjum im. Kr.
Jadwigi, tylko w starym systemie w roku 1933, a ja już po reformie w
1939 r. Z Twoją Mamą widziałyśmy się w czasie okupacji w Łosicach,
gdzie zamieszkałam z mężem po ślubie w 1942 r. Wtedy w małych
miasteczkach można było dostać, a raczej zdobyć, trochę żywności. Po
wielu latach spotkałam Twoją Mamę na zjeździe koleżeńskim
absolwentów Gimnazjum i Liceum im. Królowej Jadwigi w Siedlcach, 8-9 czerwca
1974 r. Na następnym zjeździe w 1994 już Jej nie spotkałam.
Co do Twojego Ojca – Wujka Lutka – to bardzo
dobrze Go pamiętam, był przecież „pierwszym ratunkiem” na rożne „przypadłości”
w rodzinie, zwłaszcza u dzieci. Moja Mama, jak tylko cos się
wydarzyło, to wołała „idźcie po Lutka”, no i Wujek z uśmiechem
uspakajał i radził. Pamiętam, jak opiekował się moją Babcią
Bronisławą Olszewską, ciężko chorą i umierającą staruszką w latach
1940-41. Co do Wujka Karola (0074), to Go
pamiętam bardzo dobrze, bo już byłam dorosła po maturze 1939 r. Ojciec
mój, po wyjściu z
bombardowanych Siedlec, zostawił mnie, moją Mamę i Brata pod opieka
Ks. Karola w Drelowie, a sam poszedł na front. Byliśmy w Drelowie
prawie 2 miesiące. 4.XI.1939 odwiózł nas do Siedlec, wtedy Go
ostatni raz widziałam. Pobyt w Drelowie był dla mnie bardzo znaczący,
gdy teraz myślę o tym z perspektywy tylu lat. Ileż ja tam
przeczytałam książek, ile rozmów prowadziłam z Wujkiem Karolem,
oczywiście zbuntowana 18-latka, a On się trochę śmiał, a resztę
próbował wytłumaczyć. Miał bardzo piękny donośny glos i jak „zagrzmiał”
w Kościele „Boże cos Polskę”, to wszyscy płakali, ale śpiewali. Na
widok zawieszonej naprzeciw plebanii czerwonej flagi (na urzędzie
gminy, chyba) wyszedł na próg i zawołał: „Co mi tu za brewerie
wyprawiacie, zaraz to zdjąć!”. Wtedy, na szczęście chwilowo, do
Międzyrzeca weszli bolszewicy, ale musieli się cofnąć i nie stało
się nic gorszego. Na plebanii było bardzo wielu uciekinierów
cywilnych i wojskowych szukających swoich jednostek, do stołu
siadało mnóstwo osób, spali gdzie się dało, a gospodyni Frania
biadoliła, ze „wszystkie kurczaki wyrżnięte i ciele też, a drzewa w
sadzie objedzone”.
Po powrocie do Siedlec pojechałam w grudniu na
tzw. „kondycje”, to znaczy uczyć dzieci (dwie córki) kierownika
szkoły w Tchórzewie, przygotowywałam je do gimnazjum – myśleliśmy,
że Niemcy pozwolą na naukę. Tam się dowiedziałam o aresztowaniu Ks.
Karola, a w parę miesięcy później, o Jego śmierci w Dachau.
Z lat wczesnego dzieciństwa pamiętam mój pobyt
świąteczny u Wujka Mundka (0075) w Krasnymstawie, gdzie
bawiłam się
z młodszym Wojtkiem (0085). Tam
zachorowałam na szkarlatynę (bo
wcześniej nie pozwoliłam się zaszczepić) – wówczas to była ciężka
choroba, ale jakoś pod opieka Wujka, który czuwał nade mną w dzień i
w nocy, wydobrzałam i po 2 tyg. wróciłam do domu. Wojtek natomiast,
zaszczepiony - nie zaraził się, chociaż stykał się ze mną, jak to
dziecko.
Twoja Ciotka Marysia (0095) Klimczykowa,
którą częściej widywałam przed sama wojną i w czasie okupacji, była
sekretarka w Gimnazjum i Liceum Hetm. Żółkiewskiego aż do okupacji,
kiedy zamknęli szkołę. Potem zaczęło się tajne nauczanie w rożnych
prywatnych domach, u nas też, bo mój brat Ryszard (M015),
młodszy o
3 lata przygotowywał się z kolegami do malej, a potem do dużej
matury. Przychodzili profesorowie z „Żółkiewskiego” i uczniowie –
jakoś szczęśliwie nie było „wpadki”, a nawet czasem (było) wesoło.
Widzisz! Tak się rozpisałam i pewnie się znudzisz
czytając moje bazgroły (zawsze bazgrałam), ale trzeba w paru słowach
wyrazić wszystkie nagromadzone przez lata wspomnienia, przez wiele
lat! Teraz żyjemy w zupełnie innym świecie, gdzie dominuje technika
i elektronika, a ja mogę tylko pamiętać i pisać`. Cieszę się bardzo,
ze tak nawiązaliście „spotkanie w eterze” z moją córką, która b.
dużo pracuje nad tym „drzewem i jego gałęziami” znajdując coraz to
nowe ciekawe zdarzenia i osoby. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla
Ciebie i Rodziny, aby nasze gałęzie nadal zdrowo rosły. Gdy będziesz
w Warszawie, to proszę pozdrów ode mnie serdecznie prof. Z. Religę,
którego widuje w TV Polonia i podziwiam, życz Mu jak najwięcej
zdrowia, wytrwałości i nieustępliwości w obecnie toczącej się
„wojnie” o oblicze tzw. „Służby Zdrowia” i nieszczęsnych pacjentów.
Może ten polski chaos wreszcie się skończy.
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam i życzę miłego pobytu w Kraju!
Zofia Jarosz (z d. Olszewska)